Przemysław Piotrowski - 'Matnia'

by - wtorek, sierpnia 24, 2021

 

Choć najnowszą książkę Przymysława Piotrowskiego "Matnię" skończyłam czytać już dwa tygodnie temu, to potrzebowałam chwili oddechu i zastanowienia, co o niej napisać, by najlepiej oddać moją opinię. Przyszedł ten czas, więc jeśli jesteście ciekawi, to rozgośćcie się i dajcie porwać się historii, która absolutnie mnie zaskoczyła!

Przemysław Piotrowski błyskawicznie wdarł się na scenę polskiego kryminału dzięki trylogii o Igorze Brudnym. Szybko zdobył uznanie miłośników gatunku. Nic więc dziwnego, że nie spoczął na laurach, tylko zaczął tworzyć kolejne książki. Co ciekawe, zostawił nieco z boku kryminał i próbował sił w innych gatunkach. Jego "Krew z krwi", o której pisałam Wam pod koniec czerwca zagrała na najczulszych i najbardziej wrażliwych rodzicielskich emocjach. Tym razem dostajemy thriller, który rozwija się w stronę tak niepokojącą, że zdecydowanie wolałam czytać go w ciągu dnia. 

Zuza to młoda, atrakcyjna kobieta, której życie niestety mocno doświadczyło. Wychowana w domu dziecka, porzucona w bliźniaczej ciąży przez narzeczonego oszusta, który doprowadził ją do milionowych długów. Czy może być gorzej? A tego się dowiecie. Wracając jednak do Zuzy... Gdy dziewczyna jest przekonana, że jej świat się wali, poznaje Marka - przystojnego, szarmanckiego mężczyznę, który szaleje na jej punkcie i któremu w ogóle nie przeszkadza jej ciąża. Związek rozwija się bardzo szybko, para postanawia zamieszkać w domku Marka, w małej wsi nad jeziorem. Brzmi jak sielanka, prawda? Nic jednak bardziej mylnego, bo Zuza szybko przekonuje się, że ludzie w miejscowości są dziwni, niechętni do nawiązywania relacji i dziewczyna czuje się wyobcowana, a częste wyjazdy ukochanego wcale nie pomagają. Na dodatek z czasem Zuza dowiaduje się, że w okolicy zaginęła Ukrainka, która zniknęła zaraz po tym, jak urodziła dziecko. Na domiar złego, zatrwożona dziewczyna zauważa, że we wsi jest zastanawiająco mało dzieci... Czy to przypadek? Jaki związek będzie miał z tym upośledzony chłopiec, który odwiedza Zuzę? Co takiego nieporadnie próbuje jej przekazać?
 
Zacznijmy od plusów powieści, a jest ich sporo. Przede wszystkim niesamowity klimat małej miejscowości, który stworzył Piotrowski. Trochę mroku, odrobina zaściankowości sąsiadująca obok nieskazitelnego piękna otaczającej natury. Naprawdę udana kombinacja. Kolejna rzecz, którą MUSZĘ podkreślić, to fabuła i jej niesamowitość. W jednej z recenzji książki, przeczytałam, że to najbardziej pokręcona książka, jaką zdarzyło się czytać danej osobie (nie pamiętam na jakim koncie na IG to przeczytałam), ale ta opinia była wyrażona w pozytywny sposób. Mało kto, wpadłby na tak szalony pomysł, na tak szaloną historię! A, że w książkach można wszystko, to Przemek Piotrowski dał czadu!  Zarysowanie sylwetek bohaterów i intryga to od początku mocne strony autora, więc wcale mnie nie dziwi, że i tym razem nie zawiódł i na tym polu.

Ale... O tyle, o ile przy poprzednich książkach Przemysława Piotrowskiego, nawet do głowy mi nie przyszło, żeby się do czegoś przyczepić, to w przypadku "Matni" niesamowicie mierziła mnie jedna rzecz! Jaka? A no dialogi między Zuzą a Markiem! Oooo Panie! Gdy po raz dziesiąty przeczytałam, że Marek zwraca się do Zuzy per Boginko, a ona do niego per Mój Panie, to krew mnie zalała! Tak świetny zawsze w dialogach Piotrowski tym razem popłynął wartko i kilkanaście razy wywołał we mnie klasycznego facepalma! Może jestem zbyt wrażliwa, ale serio, było to dla mnie za dużo, za bardzo!

Czy mimo tych nieszczęsnych zwrotów "miłosnych" polecę Wam "Matnię"? Oczywiście, bo jest to naprawdę zgrabnie skonstruowana historia, która rozwija się w dobrym tempie, zaskakuje i jeży włosy. Jak pominiecie te wszystkie Boginie i Panów, albo zwyczajnie przymkniecie na to oko, naprawdę będziecie zadowoleni z lektury.




Podobne wpisy

0 komentarze