O tym jak dziecko weryfikuje Twoje plany!

by - czwartek, września 01, 2016

Jak każdy już pewnie zauważył, mamy dzisiaj 1 września. Do tej pory na rozpoczęciu roku z Zuzią byłam tylko raz, rok temu. Wcześniej za każdym razem musiałam być w mojej szkole z moimi państwowymi dziećmi. Miałam nadzieję, że w tym roku będę mogła towarzyszyć mojej córce po raz kolejny. Jednak rzeczywistość zweryfikowała moje plany...



Plan był prosty:
1. Wstać o 8:00, najpierw ubrać siebie, bo miałam najmniejsze prawdopodobieństwo ubrudzenia się, spośród wszystkich osób przebywających w domu. Wiadomo podmalować oko, w końcu wychodzę do ludzi....

2. Dać dzieciom jeść, aby nie poszły głodne na ważne wydarzenie. Szczególnie musiałam zadbać o Michalinę, żeby zapobiec wracaniu na sygnale ze szkoły.

3. Ubrać i uczesać Zuzię, aby wyglądała pięknie i schludnie w pierwszym dniu szkoły.

4. Szykowanie zakończyć na Michalinie, która zdążyła się od rana uświnić jak nieboskie stworzenie, a jej body można by wyciskać z litrów śliny.

5. Zapakować wszystkie manatki do wózka i wyruszyć spacerkiem na spotkanie ze szkołą. Przy okazji cieszyć się świeżym powietrzem i odchodzącym latem.

I wszystko byłoby super, gdyby... Mój plan zrealizowałam do punktu 3 włącznie. Zaraz po jego zakończeniu rozległo się wycie. Wycie niemiłosierne. Oczywiście Michaliny, nie Zuzi. Łzy jak grochy, zanoszenie się. Tragedia totalna. Próby tulenia, śpiewania, uspokajania dały w kość. Matka piękne ubrana, wyszykowana zdążyła się już spocić, a jej córka swoimi małymi łapkami roztarła jej prawie cały makijaż. A przecież za chwilę powinniśmy wyjść...

Sytuacja opanowana, już myślę, że możemy wyjść. Michalina uspokojona. Gdy nagle nadchodzi z nikąd kolejna fala. Piąstki idą do buzi, ślina leje się strumieniami, kolejne litry łez lecą. Matka się poddaje. Bo jak mam iść z lamentującym dzieckiem,a  jeszcze później uspokajać ją w szkole? Tego zbyt wiele.

Ale co z Zuzą? Przecież musi dotrzeć na rozpoczęcie! Na szczęście są dobrzy ludzie, którzy w sytuacjach kryzysowych chętnie pomogą. I tym razem taka osoba się znalazła, zawiozła Zuzkę do szkoły i  baaardzo dziękuje! Uratowałaś mnie! Serio!

Szkoda mi tylko trochę, że tak się szykowałam, tak chciałam pobyć wśród ludzi, a nie pierwszy raz młodsze dziecię te plany pokrzyżowało. Kochane, nie zrozumcie mnie źle. Nie mam tego Michalinie za złe, ąz taka okrutna nie jestem. Ząbkuje, cierpi i ja to rozumiem. Chętnie przejęłabym jej ból na mnie samą. Najgorsze, że nie umiem jej pomóc. Żadne żele, gryzaki już nie pomagają. Po prostu trzeba to przetrwać. Ale nie dajmy sobie wmówić, że macierzyństwo to tylko ochy, achy, rozkoszny uśmiech dziecka, piękne karmienie, pachnące kupki! To przede wszystkim czas miliona wyrzeczeń i szukania rozwiązań w momentach, gdy wydaje się, że rozwiązania nie ma! Rozkoszne uśmiechy to przerywniki między tymi trudami i jednocześnie ich rekompensata. 

Teraz Młoda zasnęła, płacz ją wykończył. Ja zmyłam resztki makijażu, przebrałam się w domowe ciuchy i w spokoju spiłam kawę. Zuza też już wróciła. Zaczął się dzień jak co dzień!

Dopiero teraz mi ulżyło. Taki blog to jednak przydatne miejsce dla psychiki matki!
Do napisania!

Podobne wpisy

4 komentarze