Miasto cierni. Największy obóz dla uchodźców - Ben Rawlence

by - środa, października 18, 2017

Choć ostatnio coraz mniej czasu na czytanie, nie rezygnuje z moich ukochanych reportaży. To one bowiem otwierają oczy na problemy świata i ogromnie poszerzają wiedzę. Dziś mam okazję polecić Wam mistrzowski reportaż "Miasto cierni" o jakże aktualnym temacie: uchodźcach... 

 

 

Temat uchodźców na fali jest od kilku lat. Niby już wszyscy wszystko wiedzą, jednak nadal większość z nas wrzuca wszystkich uchodźców do jednego wora z napisem "terroryści". Prawda jest jednak taka, że nie mamy wpływu na to w jakiej części świata się rodzimy, a zdecydowana większość uchodźców właśnie przed terrorystami ucieka. Łatwo nam oceniać sytuację, gdy mieszkamy w przytulnym domu i nie musimy się martwić, że nasze dziecko nie wróci z podwórka...

Jednak do rzeczy... Książka "Miasto cierni" opowiada o największym obozie dla uchodźców,  Dadaab. Dla mieszkańców Rogu Afryki to przede wszystkim nazwa jednego z największych obozów dla uchodźców na świecie. Założony w 1992 roku miał chronić osoby uciekające przed wojną domową w Somalii od głodu, nędzy, a później również od terrorystów z Asz-Szabab. Niewielki i tymczasowy azyl z biegiem lat przekształcił się w ogromną, otoczoną drutem kolczastym metropolię, którą my mamy okazję poznać bliżej dzięki osobie autora, Bena Rawlence'a, który przez lata pracował dla Human Rights, a przy okazji zbierał opowieści zwykłych, szarych ludzi, które dziś zamieniły się w niesamowitą, pełną goryczy książkę. 


"Miasto cierni" to historie ludzi, których domem z różnych powodów był Dadaab. Każda historia ma zupełnie inne podłoże. Dla każdego z bohaterów obóz oznacza jednocześnie to samo i coś zupełnie innego. Najważniejsze w reportażu jest to, że Ben Rawlence, poprzez prawdziwe wydarzenia i ich opis, ujawnia rzeczywiste funkcjonowanie obozu. Okazuje się, że Daadab, działający dzięki wsparciu ONZ oraz innych organizacji to miejsce, gdzie życie jest trudne i niesprawiedliwe. To miejsce, gdzie gwałty, nieludzki brud i głód to chleb powszedni. Ponadto, rzeczywista władza w tym przybytku diabła wcale nie leży w rękach międzynarodowych organizacji lecz, miejscowych gangów i skorumpowanych strażników. Co więcej, sama praca (gdziekolwiek) jest ogromnym przywilejem, nobilitacją. To niesamowite jak wiele ludzie potrafią znosić, by zapewnić swojej rodzinie miskę ryżu...

Wiecie co mnie osobiście najbardziej bolało podczas czytania tej książki? Dzieci. Jako matka i zwyczajnie jako człowiek, nie potrafią patrzeć i słuchać o krzywdach wyrządzonych dzieciom. O tyle, o ile dorosły da sobie radę w ciężkich warunkach, o tyle dziecku nie wytłumaczysz, dlaczego dziś nie zje obiadu. Czytanie o panujących w obozie warunkach bolało tak bardzo, że musiałam dozować tą książkę przez długi czas. Każda tego typu lektura, uświadamia mi ile mam w życiu szczęścia, że mogę zapewnić moim dzieciom, dach nad głową, pełne brzuchy. To niby tak niewiele, ale w obliczu sytuacji w niektórych krajach to jak ogromne bogactwo!

 Ben Rawlence zabiera czytelnika w trudną, ale jednak bardzo pouczającą podróż. Opisuje obóz z niezwykłą dokładnością, dba o najmniejsze detale. Nadaje to książce realizmu, ale także grozy. Co więcej, autor dokonał bardzo trudnej rzeczy - stworzył reportaż, który dzięki jego niesamowitemu stylowi pisania i  wykorzystaniu wielu realnych historii ludzkich, czyta się jak powieść! 


"Miasto cierni" to książka mocna, ale ogromnie potrzebna. Dadaab jawi się nam jako więzienie, labirynt, z którego nie ma szansy ucieczki, wyjścia. Tak naprawdę ludzie tam przebywający, nie mają żadnej alternatywy dla swojego losu. Zostaje im do wyboru: przystosować się albo zginąć. W obliczu obecnej sytuacji w Europie i na świecie polecam tą lekturę przede wszystkim tym, którzy myślą, że o uchodźdztwie wiedzą już wszystko... Mocno się zdziwicie...


Za egzemplarz książki serdecznie dziękuje


 

Podobne wpisy

0 komentarze