Hanya Yanagihara - 'Ludzie na drzewach' recenzja

by - sobota, października 14, 2017



Bestseller Hanyi Yanagihary "Małe życie" jeszcze bardzo długo pozostanie w mojej pamięci i z pełym przekonaniem mogę powiedzieć, że to jedna z najlepszych i najbardziej przejmujących książek, jakie miałam okazję przeczytać w życiu. Moje początku z "Małym życiem" były bardzo ciężkie, pierwsze 200 stron szło mi jak krew z nosa. Jak mają się do tego "Ludzie na drzewach"? Za chwilę się dowiecie.


Przede wszystkim musicie wiedzieć, że "Ludzie na drzewach" to debiut Yanagihary, który powstawał przez prawie 18 lat! Trudno tego nie zauważyć, książka jest niesamowicie spójna i przemyślana... Momentami byłam przekonana, że Norton Perina istniał rzeczywiście....


Główny bohater, Norton Perina to bardzo specyficzna osobowość, jest ogromnie zmanierowany, marzy o karierze naukowej, jednak sam do końca nie potrafi określić, w jakim kierunku pragnie dążyć. Pewnego dnia dostaje propozycję ekspedycji naukowej, jako asystent znanego profesora. Z braku innego pomysłu, decyduje się na kilkumiesięczny wyjazd na jedną z wysp Pacyfiku w celu badania pewnego tajemniczego plemienia. Szybko okazuje się, że owo plemię odkryło tajemnice długowieczności, a to za sprawą spożywania mięsa z rzadkiej odmiany żółwia. 


Perina za swoje badania i dokonania naukowe zdobywa Nagrodę Nobla i często wraca na egzotyczną wyspę. Podczas jednego z pobytów postanawia zabrać z niej dwójkę osieroconych dzikich dzieci. Adoptuje je, a potem wraca po kolejne dzieci, aż ich liczba osiąga 43! Niby wierzymy, że robi to z dobrego serca, ale cały czas czujemy dziwną odrazę do tego człowieka...


Książka zaczyna się od przedmowy przyjaciela Periny, dziennikarza Rolanda Kudobera, który wprowadza nas w zastaną sytuację, czyli pobyt Periny w więzieniu. Naukowiec przybywa tam, gdyż został skazany za nadużycia seksualne w stosunku do adoptowanych dzieci. Przyjaciel uczonego cały czas zachwyca sie jego osobą i próbuje go wybielić, udowodnić czytelnikowi, że Perina to nie tylko wielki umysł, ale także cudowny człowiek. Później mamy okazję czytać kolejne części dzienników samego naukowca. 


Dzienniki te pisane są bardzo dokładnie, a czytelnik wprost przenosi się na tą polinezyjską wyspę i widzi oczami wyobraźni życie tubylców. Autorka bardzo szczegółowo opisała tradycje i życie codzienne ludzi z plemienia i w tym również przejawia się niesamowita spójność całej powieści.


Jedna rzecz bardzo mocno rzuca się w oczy. Perina to straszny malkontent, który widzi w ludziach same wady i bardzo mało w nim ciepłych uczuć. O własnej matce wypowiada się w sposób tak ohydny i niegrzeczny, że podczas lektury kipiałam ze zniesmaczenia...

Nie chce zanadto wchodzić w treść i kolejne wydarzenia w książce, by zwyczajnie nie zabierać Wam przyjemności z czytania. Kto, czytał "Małe życie" ten wie, że Yanagihara cechuje się bardzo dobitnym i często brutalnym językiem. Tutaj wszelkie tego typu teksty wzmacniają i tak bardzo ostry wydźwięk książki...


"Ludzie na drzewach" zmuszają czytelnika do przemyśleń na temat ludzkiego geniuszu i tego, czy ludziom, którzy rewolucjonizują świat można więcej, niż zwykłemu, szaremu człowiekowi. Czy genialny umsły zawsze musi oznaczać dewiacje i wynaturzenia? Poza tym dochodzi do tego jeszcze inna kwestia. Czy naukowcy mają prawo zmieniać życie zapomnianych cywilizacji, tylko ze względu na chęć zdobycia sukcesu i poszerzenia wiedzy? Z tymi pytaniami zostanę jeszcze długo.


"Tutaj czas miał kształt długich, spiralnych zwojów drwiących z biologii i  ewolucji; nie respektowało go nawet ludzkie ciało. (...) Przyszła mi do głowy śmieszna myśl, że tubylcy żyją tak długo, ponieważ nikt im nigdy nie powiedział, że nie powinni"

"Czy wiesz, że ja ciebie kupiłem z czystej dobroci? Czy wiesz dlaczego cię przygarnąłem? Bo było mi cię żał. Bo byłeś mniej niż człowiekiem, mnej niż dzieckiem. (...) Jesteś niczym. Ja ci nadałem znaczenie. Ja ci nadałem życie."



To nie jest lekka, apetyczna literatura. Tu co chwilę napotykamy ohydne larwy wychodzące z owoców, krew spływającą po udach tubylczych kobiet, zezwierzęcenie dzikiego plemienia. Sam Perina też jest niczym wijący się robak, który wywołuje w czytelniku swego rodzaju odrazę.... Hanya Yanagihara po raz kolejny pokazała, że jest genialną pisarką, która łamie wszelkie schematy i pragnie zmusić czytelnika do myślenia, do pochylenia się nad sprawami, o których nie myślimy na co dzień.


Czytaliście "Małe życie"? A może jesteście już także po lekturze "Ludzi na drzewach"? Jeśli tak, koniecznie zostawcie w komentarzu swoje odczucia!


Za egzemplarz książki dziękuję

Podobne wpisy

0 komentarze