Katarzyna Puzyńska – “Utopce” recenzja



Gdy przeczytałam „Z
jednym wyjątkiem”, które było jednocześnie pierwszym moim spotkaniem z autorką,
stwierdziłam, że byłam dotąd straszną ignorantką pomijając powieści Katarzyny
Puzyńskiej w lokalnej bibliotece. Teraz z przyjemnością nadrabiam zaległości,
dlatego też zapraszam Was na recenzję kolejnej części opowieści o policjantach
z Lipowa.

 

 

Opis
wydawnictwa:

Upalne lato tysiąc
dziewięćset osiemdziesiątego czwartego roku na zawsze pozostanie w pamięci
mieszkańców odciętej od świata wsi Utopce. To wtedy ofiarą krwiożerczego
wampira padły dwie osoby. Wśród przepastnej puszczy pełnej leśnych duchów łatwo
jest uwierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. Czy gwałtowna śmierć obu ofiar naprawdę jest dziełem upiora? A może to
któryś z mieszkańców wsi miał swoje powody, żeby zabić?
Trzydzieści lat
później sprawę rozwikłać muszą Daniel Podgórski i kontrowersyjna Klementyna
Kopp. Perturbacje w życiu prywatnym śledczych utrudniają dotarcie do prawdy. Czy uda im się odkryć tożsamość mordercy? A
może tylko obudzą przyczajonego przez lata wampira i nic nie będzie już w
stanie powstrzymać nadchodzącego zła?

Z jednym wyjątkiem
zrobiło na mnie duże wrażenie, „Utopce” powaliły na łopatki.
Puzyńska to już klasa sama w sobie. Co więcej, to jedna z niewielu autorek,
której powieści nie mają grona niezadowolonych czytelników. Tak więc, możemy sięgać po nią w ciemno, bez obawy tego, że możemy się rozczarować.

Całość książki można
podzielić na trzy składowe. Pierwsza z nich to zapis z przesłuchania Emilii w
sprawie Klementyny (szczegółów oczywiście nie zdradzę). Kolejna część to
sukcesywny zapis wydarzeń z 1984 roku, kiedy to zginęły w Utopcach dwie osoby.
Ostatnia składowa to teraźniejszość, zapis kolejnych wydarzeń w związku ze
śledztwem. Wszystkie trzy części się przenikają w taki sposób, że czytelnik
jest prowadzony po nitce do kłębka i zupełnie nie wie, czego się spodziewać. W
taki sposób autorka przywiązała mnie do książki na długie godziny. Bardzo przyjemne
godziny!

Utopce, gdzie rozgrywa się
akcja książki to maleńka wieś. Mała, ale tajemnicza i lekko upiorna, na dodatek prawie cała mieści się w lesie, co dodatkowo nadaje grozy. Opisując
ją Puzyńska cały czas balansuje na granicy wyobraźni i realności. Wprowadza
gęstą atmosferę, dzięki której kilka razy poczułam ciarki na plecach. Świetna
robota. Sam fakt, że podejrzanym morderstw był wampir i to, że mieszkańcy
wioski mocno w to wierzą lekko przeraża. Oprócz tego las zdaje się żyć własnym życiem i skrywać wiele tajemnic. Mieszkańcy wsi mają wiele do ukrycia co
dodatkowo utrudnia śledztwo.

Jeśli chodzi o prywatne
sprawy naszych ulubionych policjantów z Lipowa też wiele się dzieje: Klementyna
przeżywa trudny okres, pewnie związki kwitną inne się rozpadają, jeszcze inne
niespodziewanie wybuchają.Ale o tym, oczywiście musicie przekonać się sami: co, z kim i dlaczego…

Puzyńska po raz kolejny
wodziła mnie przez całą książkę za nos. Co chwilę zmieniałam zdanie co do
podejrzanego, a  i tak na samym końcu
okazało się, że zupełnie się myliłam. Nie ma co, słaby ze mnie detektyw. Prawda
jest taka, że w kryminałach właśnie o to chodzi, byśmy byli zaskakiwani, żeby
nic nie było takim, jakim mogłoby się wydawać. W tej kwestii, autorka jest dla
mnie mistrzynią. 
Strasznie mi smutno, że przygoda się skończyła. Nie zostało mi nic więcej, jak spróbować zdobyć “Łaskuna”, czyli kolejna część sagi. Oby była w bibliotece. Teraz, po drugim moim spotkaniu z twórczością Puzyńskiej już  z pełną odpowiedzialnością mogę wpisać ją w poczet moich ulubionych autorów kryminałów. Zdecydowanie jest to mistrzyni budowania intrygi i przenikania wątków obyczajowych z kryminalnymi.
rodzaj: kryminał
wydawnictwo: Prószyński i S-ka