Gregory David Roberts - "Shantaram"
Już kiedy zaczynałam czytać „Shantaram” zdawałam sobie
sprawę, że zrecenzowanie tej książki nie będzie prostą sprawą. Teraz, gdy jestem już po lekturze, moje zdanie
na ten temat wcale się nie zmieniło.
„Shantaram to czytelniczy Święty Graal. To nagroda za setki i tysiące
przeczytanych rzeczy średnich. To osiemset stron czytelniczego raju,
zasysającej i hipnotyzującej lektury, w trakcie której jedyne co nam
przeszkadza, to świadomość, że musi się skończyć.”
Zacznijmy od tego co to w ogóle za książka? A więc to
niezwykła powieść wzorowana na niezwykłej historii z życia autora, Gregory’ego Davida
Roberta, Australijczyka, „który z powodu zawodu miłosnego i rozwodu wpadł w
szpony heroinowego nałogu, co w efekcie popchnęło go w przestępczy świat. W
końcu trafił do więzienia o podwyższonym rygorze, z którego uciekł, co może
wydawać się niemożliwe. Cała książka opowiada tak niewiarygodną historię, że aż
trudno w nią uwierzyć. Ale idźmy dalej, Gregory wyrabia sobie fałszywy paszport
i wyjeżdża do Indii, gdzie odnajduje swoje miejsce.
Co dzieje się dalej? Nie sposób opisać wszystkiego i nie
zrobię tego, żeby nie zabierać wam ani odrobiny przyjemności. Nawet niemożliwe
jest opisanie książki, bo jest to książka o wszystkim. Książka kompletna! O
miłości, zdradzie, pomocy, przestępczości, przyjaźni, woli przetrwania,
współczuciu, gniewie, wojnie, pokoju….
Od razu powiem jedno: to najlepsza powieść jaką przeczytałam
do tej pory w moim życiu. Mówię to z pełną odpowiedzialnością! To ponad
osiemset stron zachwytu nad językiem pisarza, nad jego życiem, zawodami i
radościami. Mimo, iż jest (był) on przestępca dla mnie to bohater pozytywny.
Książka daje nam nie tylko wspaniale opowiedzianą historię,
ale również wiele mądrych słów. Niektóre zapisywałam podczas czytania, żeby
nigdy mi nie umknęły, żeby mogły zostać ze mną na dłużej.
„ Jeśli zachowanie informacji w tajemnicy nie sprawia bólu, to to żadna
tajemnica”
„Litość to składowa miłości, która nie prosi o nic w zamian i dlatego, każdy
akt litości jest jakby modlitwą”
Przez cały czas, który zajęło mi czytanie, najsmutniejsza
była myśl, że będę musiała skończyć, że nadejdzie ostatnia strona. Nie miałam
nigdy w sobie takiego uczucia, przy żadnej innej książce. To niesamowite.
Pocieszała mnie tylko jedna myśl. Bowiem w czerwcu wychodzi „Cień góry” autora,
kontynuacja Shantaram. Tylko to sprawiło, że smutek ostatniej strony był
mniejszy.
Na stronie wydawnictwa Marginesy przeczytałam, że obecnie
Roberts nie bierze udziału w życiu publicznym, nie udziela wywiadów, nie robi
spotkań autorskich. Tłumaczy, że wybrał „kreatywne odosobnienie” – jak mówi:
„to służy moim relacjom z rodziną, więcej piszę. Zapewniam sobie czas i
przestrzeń, gdzie mogę pracować – nad muzycznymi show, filmami i oczywiście
nowymi powieściami”.
Tej ksiązki nie można nie polecić. To jedna wielka przygoda,
którą czyta się z zapartym tchem!
wydawnictwo: Marginesy
ilosć stron: 800
5 komentarze