Margaret Atwood - 'Opowieść podręcznej' recenzja

by - czwartek, sierpnia 24, 2017



Od skończenia lektury „Opowieść podręcznej” minęło już parę dobrych dni. Przez ten czas zastanawiałam się co napisać o tej książce by w pełni oddać jej charakter i moje odczucia. Nie wiem, czy wszystko pójdzie po mojej myśli, jeśli więc dotrwacie do końca moich wypocin, dziękuję…

 

 

 


Myślę, że najpierw trzeba powiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że nie oglądałam serialu na bazie książki, a wiele osób zrobiło to właśnie przed lekturą. W ogóle zastanawiam się czy sięgać po serial, boję się bowiem, że obrazy, które dotąd były tylko w mojej wyobraźni, nabiorą realnego kształtu.
Po drugie, wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że „Opowieść podręcznej” to żadna nowość, lecz książka napisana przez Margaret Atwood w 1985 roku, czyli ponad 30 lat temu.


Przechodząc już zgrabnie do fabuły, której być może nie znacie to pędzę powiedzieć, że akcja dzieje się (jak można się domyślać) w niedalekiej przyszłości na terenie Stanów Zjednoczonych, które po objęciu władzy przez organizację terrorystyczno-religijną Bank Myśli Synów Jakuba zmieniają nazwę na Republikę Gileadzką. Ideologia rządzącej sekty oparta jest w dużej mierze na Starym Testamencie, który zupełnie na nowo interpretowany okazuje się zgubny dla społeczeństwa, ale głównie dla kobiet. Atwood pokazuje świat, który sami zniszczyliśmy: klęska ekologiczna, która staje się bezpośrednią przyczyną masowej bezpłodności ludzi prowadzi do powstania w Republice Gileadu stanowiska Podręcznej, czyli kobiety płodnej, która jest własnością Komendanta i ma być przez niego zapłodniona.


Freda, główna bohaterka trafia do obozu Podręcznych po próbie przekroczenia granicy z Kanadą, kiedy zostaje rozdzielona z ukochanym mężem oraz malutką córeczką. Pamięta ona świetnie czasy sprzed Gileadu, kiedy to można jej było wszystko. Jednego dnia jej świat runął w gruzach: została zwolniona z pracy, zablokowano jej konta bankowe. Nagle nie mogła nic.

Z nowoczesnego świata trafia do dziwnego tworu, gdzie wszystko co kojarzy się z seksem, kobiecością nie istnieje, a wręcz jest zakazane. Nie ma również książek, ani niczego, co stanowi jasny łącznik między przeszłością a teraźniejszością. Bycie Podręczną jest mniejszym złem. Wyborem między życiem a śmiercią. Freda musi się przystosować, bo wie, że nie istnieje żadna alternatywa.

„Czuwaj nad bezpieczeństwem innych, o ile są bezpieczni. Niech zbyt wiele nie cierpią. Jeśli mają umrzeć, spraw, aby stało się to szybko. Mógłbyś im nawet zapewnić niebo. Do tego nam jesteś potrzebny. Piekło zapewniamy sobie sami.”

Kim są Podręczne? To płodne kobiety, które są własnością swoich Komendantów, którzy dzięki nim próbują przedłużyć ludzki ród. Co miesiąc dochodzi między Komendantem a Podręczną (przy obecności niepłodnej żony) do stosunku.
Żona trzyma Podręczną za ręce, jakby brała udział w akcie prokreacji. Cały ten obraz wydaje się chory i nienormalny, tak jak zresztą cała Republika Gileadu. Każda z Podręcznych marzy o ciąży, bo wie, że wyzwoli ją to z comiesięcznej katorgi.

 Komendant darzy naszą  bohaterkę szczególną sympatią i niedługo pokaże jej, że jego władza jest ogromna…
Freda z czasem zaczyna godzić się ze swoim losem, nie marzy już o ucieczce, nie marzy o wolności, czasem tylko wspomina jak żyło się jej kiedyś. Czy mimo wszystko ma szansę na wydostanie się z Gileadu?

Chyba najważniejsze przesłanie jakie niesie ta antyutopia jest takie, że religia (jak widać niekoniecznie islam) w rękach nieodpowiednich ludzi może stać się zabójczą bronią, środkiem do uzyskania władzy i podporządkowania sobie społeczeństwa. Mimo chowania się za przesłaniami Starego Testamentu, okazuje się, że nawet Komendanci tęsknią za starym światem i za jego atrybutami.

Cała powieść jest bardzo feministyczna w swojej wymowie. Oto przedstawia nam się świat, gdzie kobiety nie mają żadnych praw, są traktowane jako żywe inkubatory.

Ascetyczny język Margaret Atwood jest szokujący i świetnie współgra z charakterem i atmosferą całej książki.

„Mam dość chleba powszedniego (...) To nie jest najważniejszy problem. Problem polega na tym, aby go przełknąć i się nie udławić.”

„Opowieść podręcznej” czyta się z zapartym tchem. Ja, jako kobieta cały czas próbowałam postawić się na miejscu Fredy, wejść w jej ciało i duszę. To niesamowite ile smutku ma ta historia. Wizja przedstawiona w książce jest katastrofalna, ale jak to powiedziała Prawa Ręka Szefa nie ma się czego bać, bo my kobiety nigdy nie dałybyśmy się tak zniewolić. Mimo wszystko książka zmusza do myślenia, do czuwania nad naszą wolnością, nad wolnością każdej jednostki, ale także w skali makro.

Jeśli chodzi Wam po głowie czy sięgnąć po tą książkę, uwierzcie, nie macie się nad czym zastanawiać. Warto. Nie jest łatwa, prosta i przyjemna, ale daje niesamowicie wiele emocji, choć czasem skrajnych, bo nikt tu nie jest dobry ani zły. Nie ma czerni, ani bieli.



Podobne wpisy

0 komentarze