Przemysław Kłosowicz - "Zdobywcy oddechu" recenzja
Często sięgam po tę, lub inną książkę kierując się okładką. Niby znam powiedzenie „Nie oceniaj książki po okładce”, ale uważam, że mimo wszystko dużo ona mówi o książce. Dobra oprawa graficzna pokazuje, że wydawnictwo przyłożyło się do pracy, a to z kolei oznacza, że wierzy w sukces i potencjał książki i autora. Nie wiem jak Wam, ale mnie okładka „Zdobywców oddechu” urzekła, jest prosta, lekko dziecinna, ale ma coś w sobie, zdecydowanie. Jak było z zawartością książki? Zapraszam na recenzję.
Tytuł książki podobnie
jak okładka, jest bardzo intrygujący. „Zdobywcy oddechu” brzmi tak, jakby całe
nasze życie było walką o każde tchnienie. Patrząc obiektywnie, czy nie jest
tak?
Książka opowiada o trzech
równoprawnych bohaterów, żaden z nich nie jest ważniejszy niż pozostali. Każdy z trójki bohaterów staje na pewnym
życiowym zakręcie. Wiktor próbuje poradzić sobie z rolą ojca wychowującego dziecko
chore na zespół Downa, Piotr pragnie miłości, zaś Zbigniew ma dość bycia
przeciętnym facetem. Niby problemy jak co dzień, podobne ma przecież miliony
osób na całym świecie, ale dla naszych bohaterów są one nie do przeskoczenia. Mimo,
że na pierwszy rzut oka nasi męscy bohaterowie
mogą wydawać się interesujący, to przykro mi stwierdzić, ale żaden z
panów nie wzbudził mojej szczególnej sympatii. Być może stało się tak przez to,
że ich narracja pełna jest narzekania na swoje życie, ja za to jestem osobą
pozytywnie nastawioną do świata i zawsze widzę szklankę do połowy pełną. Nie
lubię ludzi, którzy nie potrafią się cieszyć za małych rzeczy i wszędzie
szukają powodu do niezadowolenia.
Cała książka podzielona
jest na krótkie rozdziały, kolejno podporządkowane refleksjom jednego z
bohaterów. No właśnie, fakt, że brakuje w książce zwartej akcji bardzo utrudnia
czytanie, a sylwetki trzech panów czasami zlewają się w całość. Te osobiste
przemyślenia, wewnętrzne narzekanie bywa naprawdę męczące. Miałam takie
momenty, że dawałam radę przeczytać za jednym „posiadem” zaledwie 20 stron, a
musicie wiedzieć, że jak na na moje możliwości to naprawdę bardzo słabo.
Oczywiście to jedynie moje subiektywne odczucia, a muszę Wam przyznać, że
trafiłam w Internecie na kilka bardzo pozytywnych opinii książki. Jak widać są
osoby, którym przypadła ona do gustu, ja zdecydowanie do tej grupy nie należę.
Sam pomysł autora na
książkę o bohaterach w krytycznym momencie życia, którzy odczuwają stagnację,
był moim zdaniem bardzo dobry i można było zrobić z niego naprawdę
pochłaniającą powieść o typowych ludzkich problemach. Wyszła za to książka,
która przynajmniej z mojej pamięci uleci zapewne bardzo szybko. Szkoda. Zawsze
jest mi trochę żal, gdy muszę napisać gorzkie słowa o jakieś książce. Moja
negatywna recenzja oznacza bowiem, że kiedy czytałam TĄ książkę mogłam
przeznaczyć czas na przeczytanie czegoś bardziej wartościowego.
Domyślam się , że autor chciał
przekazać swoim czytelnikom, że każdy z nas jest takim „Zdobywcą oddechu”, że
musimy walczyć o unikatowość każdej z chwil. Nie jestem jednak przekonana, że
to właśnie taki morał płynie z tej książki.
Nie powiem, że ta książka
jest tragiczna, bo tak oczywiście nie jest, jednak uważam, że mogła być
genialna, gdyby zmienić kilka rzeczy. Uważam, że każdy powinien wyrobić sobie
na jej temat własne zdanie, bo do każdego może trafić w zupełnie odmienny
sposób, co pokazuje całkiem spora liczba pozytywnych recenzji znalezionych w sieci.
Za egzemplarz książki dziękuje stowarzyszeniu Sztukater.pl
0 komentarze