Zofia Stanecka – Basia i basen, recenzja



Jak kiedyś już pisałam,
kto nie zna Basi ten trąba i tyle. Książeczki z tą małą, sympatyczna bohaterką
w roli głównej podbijają serca małych czytelników już od dobrych kilku lat. O
czym jest najnowsza część powieści Zofii Staneckiej? A, no o basenie.
Matka też człowiek. Choć
mówi się, że mamy nie biorą zwolnienia, każdą z nas raz na jakiś czas dopada
jakiś wirus i zwala z nóg. Tak było też z mamą Basi. Ta wielozadaniowa kobieta,
została uziemiona w łóżku z powodu paskudnego przeziębienia, które jak wiadomo
odbiera siły i energię – nawet na zabawę z ukochanymi dziećmi. Tata bierze więc
sprawy w swoje ręce i postanawia zabrać swoją gromadkę na basen. Super, prawda?
Oczywiście wyprawa nie
może obyć się bez wpadek, które potrafią zaliczać tatusiowe (żaden to przytyk,
to ogromnie urocze).  Tata zapomina
kąpielówek, więc trzeba szybko lecieć do sklepu i się w nie zaopatrzyć, poza tym
podekscytowana Basia przewraca się na mokrych kafelkach, i niefortunnie rani
się w nogę. Ale jak tu nie biec, skoro wkoło tyle interesujących rzeczy: bar w
wodzie, wielka zjeżdżalnia i tak wiele różnych ludzi do obserwowania? Na
szczęście wszystko kończy się dobrze, bo na basenie znajduje się punkt
medyczny, gdzie pielęgniarz dezynfekuje i opatruje ranę dziewczynki. Teraz
można iść i szaleć do woli. Okazuje się, że zabawa w aquaparku może być
prawdziwą frajdą nawet dla taty, który ma pod opiekę swoje niefrasobliwe
pociechy. Frajdą tak wielką, że rodzinka przekracza opłacony w kasie czas!
Znacie to z autopsji? Po powrocie do domu, okazuje się, że mama czuje się już
ciut lepiej, a wszystko dzięki dzielnemu tacie i wyrozumiałym dzieciom, które
dały ukochanej mamie chorować w spokoju.
Tak naprawdę „Basia i
basen”
nie niesie ze sobą jakiegoś szczególnego morału, bo nie musi. To tylko i
aż jednocześnie, sympatyczna, pełna ciepła opowieść o wspólnym spędzaniu czasu,
o tym, że każdy ma prawo pochorować  spokoju. Basia nie bez powodu jest ulubienicą
chłopców i dziewczynek w wieku przedszkolnym. Jest rozbrykana, nieco nieuważna,
po prostu nieidealna, jak każdy z nas. To właśnie jest w niej najlepsze!

Zawsze z wielką
niecierpliwością czekamy na nowe przygody Baśki. Kupujemy je w ciemno, bo nigdy
się nie zawiodłyśmy. Książeczki są ładnie wydane, mimo, że są cienki, mają
twarde oprawy, a piękne, kolorowe ilustracje Marianny Oklejak, dodatkowo
uprzyjemniają lekturę. To co, że Zuza ma 9 lat? Nadal kocha Barbarkę całym
sercem i z uśmiechem na twarzy czyta o jej przygodach.
Macie swoją ulubioną
przygodę z udziałem Basi? Lubicie te książeczki? 
Za książeczkę dziękujemy wydawnictwu