
Ava mieszka wraz z rodziną (dalszą i bliższą) na niewielkiej mrocznej wyspie, w wielkiej rezydencji. Dwa lata temu w Święta Bożego Narodzenia w dziwnych okolicznościach zaginął jej dwuletni synek. Od tej pory jest załamana, rodzina uważa ją za wariatkę. Dręczą ją koszmary, słyszy wołanie syna, sama zaczyna wierzyć w swój obłęd.
Rodzina Avy to zbiór zakręconych osobowości, skrajnych i dziwnych. Na dodatek na wyspie zaczyna pracę nowy stajenny, Ava ma dziwne wrażenie, że go kojarzy…
Nie mogę napisać nic więcej o fabule, bo jak się rozpisze zanadto, to może się okazać, że zabiorę Wam istotę książki, a tego bym szczerze nie chciała.
Książka nie powiem jest wciągająca, ale na pewno daleko jej kunsztem i fabułą do mojej ukochanej Tess Gerritsen. To porównanie z okładki jest mocno przesadzone.
Książka jest bardzo klimatyczna, bo sama wyspa gdzie dzieje się akcja jest niesamowicie mroczna i tajemnicza. Klimatu dodają też bohaterzy. Cały zbiór osobowości plus rodzinne tajemnice, które są czytelnikowi stopniowane to podstawowe plusy powieści.
Chyba przeczytałam już w życiu zbyt dużo kryminałów, bo od początku gdzieś z tyłu głowy przeczuwałam kto stoi za porwaniem Noaha, synka Avy, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało w cieszeniu się lekturą.
To była pierwsza książka autorki przeczytana przeze mnie, na pewno sięgnę jeszcze po coś innego spod jej ręki 😉 Choć do Gerritsen jej daleko, to szczerze polecam to odpowiednia lektura na marcowe, deszczowe wieczory.